Recenzja filmu

Thelma i Louise (1991)
Janusz Dymek
Ridley Scott
Susan Sarandon
Geena Davis

Ridleya definicja drogi

"Thelma i Louise" to jak dla mnie jeden z najbardziej nietypowych filmów Ridleya Scotta. Kiedy tylko słyszę to nazwisko, na myśl przychodzą mi przede wszystkim takie tytuły jak "Łowca androidów",
"Thelma i Louise" to jak dla mnie jeden z najbardziej nietypowych filmów Ridleya Scotta. Kiedy tylko słyszę to nazwisko, na myśl przychodzą mi przede wszystkim takie tytuły jak "Łowca androidów", "Obcy – 8. pasażer Nostromo", "Gladiator", czy "Helikopter w ogniu". Filmy przede wszystkim dość poważne, powiedzmy mroczne, zrealizowane z odpowiednim rozmachem. Powiem od razu, że nie jestem wielkim fanem tego twórcy. Oczywiście doceniam większość jego dorobku, jednak żaden z jego obrazów, które zdarzyło mi się oglądać, nie wywołał u mnie martwicy kolan i nie powalił na ziemię, obezwładniając całkowicie. Do filmu o dwóch kobietach i wyprawie ich życia podszedłem więc, można powiedzieć, rekreacyjnie, jako do dość lekkiego obrazu, który na pewno będzie solidny i na którym na pewno nie sposób się zawieść. Dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem, a może nawet odrobinę więcej. Zauważyłem elementy, o które do tej pory Scotta raczej bym nie podejrzewał. Początek nie wydał się specjalnie intrygujący. Ot, dwie bohaterki wyruszają na wakacje, głównie po to, aby oderwać się od nudnej codzienności, przez chwilę zapomnieć o problemach, odjechać jak najdalej od irytującego męża itp. Wyruszają w podróż, która już niedługo przestaje być zwykłym, wakacyjnym wypadem. Staje się życiową wyprawą dwóch kobiet, dwóch przyjaciółek, które zostaną odmienione na zawsze. Ich życie, ich osobowość i sposób postrzegania świata zostaną wręcz wywrócone do góry nogami. Scenariusz! Oto, co moim zdaniem odróżnia to dzieło od większości obrazów Ridleya Scotta. Napisany z widoczną już na pierwszy rzut oka kobiecą wrażliwością przez Callie Khouri sprawia, że film ogląda się naprawdę niesamowicie. Wspaniałe dialogi, genialne kreacje głównych bohaterek, ciekawe postaci drugoplanowe i naprawdę wyśmienite momenty humorystyczne. Dzięki temu wszystkiemu dzieło jest niezwykle autentyczne, ciepłe, zarazem zabawne i poważne. Nawet dość długa droga, którą odbywają razem dwie najlepsze przyjaciółki, nie dłuży się widzowi ani przez minutę. Wielkie brawa dla scenarzystki, zwłaszcza że był to jej debiut, jeśli chodzi o historie nadające się do przeniesienia na wielki ekran. Wracając do głównych bohaterek, nie sposób nie wspomnieć o kreacjach aktorskich. Jednak czy ma to w zasadzie jakikolwiek sens. Kiedy tylko słyszy się tytuł tego filmu, na myśl od razu przychodzą dwie genialne aktorki, czyli Susan Sarandon i Geena Davis. Czy można napisać coś więcej? Tak, są one niesamowite, wcielając się w dwie kobiety, które zostawiają za plecami całe dotychczasowe życie i wyruszają na niesamowity rajd przez pustynię. Tak, są tak autentyczne, że naprawdę cieszymy się i smucimy (być może nawet płaczemy) razem z nimi. Do śmiechu doprowadza nas gapiostwo Thelmy i zimny realizm Louise. Aktorki są genialne i moim zdaniem obie stworzyły jedne z lepszych kreacji w swoich karierach. Może jeszcze słowo o samych charakterach głównych bohaterek. Otóż, mimo że ich postaci są zbudowane na dość ogranej technice skrajnych przeciwieństw, zasada ta w wielu momentach zostaje nagięta, a nawet złamana. Kolejny wielki plus dla aktorek. Oglądamy scenę, w której zdecydowana Louise wyciąga z tarapatów Thelmę, a za chwilę następuje całkowita zmiana ról i to ta druga przejmuje kontrolę nad sytuacją. Scenariusz i aktorstwo grają w tym filmie pierwsze skrzypce. Słówko o postaciach z drugiego planu. Michael Madsen, którego bardzo cenię przede wszystkim za świetne kreacje w filmach Tarantino, tym razem wciela się w skrajnie odmienną postać niemal kryształowego, zakochanego w Louise mężczyzny, który pomaga jej bez względu na okoliczności. Bardzo dobrze spisał się też Harvey Keitel, którego pies gończy Hal Slocumb jest bardzo przekonywujący. Naprawdę możemy zobaczyć wątpliwości, które ogarniają go w związku z pościgiem za kobietami. Smaczku filmowi dodaje też kreacja Brada Pitta, który być może nie powala jak reszta obsady, jednak do roli, którą otrzymał, pasował moim zdaniem całkiem nieźle. Na osobny akapit zasługuje Christopher McDonald. Świetna kreacja, której film zawdzięcza dużą część komediowych akcentów. Sfrustrowany mąż Thelmy to kolejna wspaniała postać drugoplanowa, dzięki której film jest dużo bogatszy. Idealny przykład na to, jak można, mając niewielkie ilości czasu ekranowego, stworzyć postać na długo pozostającą w pamięci widza. Świetna jest też muzyka. Widać, że Hans Zimmer naprawdę poczuł klimat całego obrazu i stworzył ścieżkę dźwiękową, która nastraja obraz optymistyczną nutą. Widoczne jest to szczególnie przy genialnym zakończeniu, które mimo że być może jest nieco zbyt ckliwe, ogląda się z uśmiechem na ustach. Muzyka wspaniale współgra z pięknym zdjęciami pustynnych terenów Stanów Zjednoczonych, których autorem jest Adrian Biddle.   Tyle o filmie. Jeśli miałbym napomknąć o minusach, to może napisałbym o nieco wydumanych fragmentach pościgów, podczas których bałem się, że film za chwilę skręci w odmęty typowego kina akcji i że będę maltretowany dziesiątkami przewracających się radiowozów i policjantów idiotów, którzy nie dostaliby prawa jazdy nawet w USA. Poza tym jest to obraz niezwykle optymistyczny i zabawny, a jednocześnie przecież niezwykle smutny. Takie skrajności w kinie bardzo cenię, więc tym bardziej ocena idzie w górę. Jeśli chodzi o przesłanie, nie będę się na ten temat wypowiadał, gdyż każdy zobaczy w nim to, co chce zobaczyć. I zrobią to nie tylko kobiety (bo to podobno kino feministyczne), czego jestem żywym przykładem.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
X muza ma różne oblicza. Bywa pasjonująca, subtelna, nierzadko bulwersująca. Także porywcza i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones