Trochę feministyczny. Jeden facet nie kocha swojej żony, drugi chce ją zgwałcić, trzeci okrada dopiero co poznane kobiety, czwarty(Jimmy) też ma coś nie tak z głową (mam na myśli scenę rozwalania pokoju hotelowego), a ostatecznie wszystkim zależy tylko na tym, żeby je dopaść i wsadzić za kratki. Tylko ten jeden policjant jest jakby po ich stronie, a też nie wiadomo właściwie dlaczego. O gwałcie na Louise musieli wiedzieć przecież tak samo inni policjanci. Pokręcony film, trochę mało realistyczny, jednak atmosfera i świetna gra aktorska głównych bohaterek to rekompensuje.
Ten film jest feministyczny jak cholera:)
T&L to kobiety w matni i finał filmu pokazuje, że nie ma z niej wyjścia. To, co dla kobiet jest tragedią i okradaniem z ich godności (gwałt, przemoc), dla większości policjantów nie ma żadnego znaczenia. Pewnie nie miałby znaczenia gwał Thelmy, do którego na szczęście nie doszło, bo przecież przeciwko niej stałby fakt, że była pijana, że wyszła z tym mężczyzną, że "pewnie prowokowała". Film pokazuje, że w wielu takich sytuacjach kobiety są na starconej pozycji i że niezwykle trudno jest im się bronić (lepiej uciekać?). Świetna rola H.Keitel'a jako jedynego sprawiedliwego i rozumiejącego dramat tych dwóch kobiet. No ale dziewczyny też dają radę, przechodzą błyskawiczną metamorfozę zadziwiając siebie i wszystkich wokól plus ten manifest na końcu: "żywcem nas nie weźmiecie".
Zakończenie filmu bardzo piękne, śmiem twierdzić, jedno z najlepszych zakończeń filmowych w dziejach kina.
Co to jest feminizm twoim zdaniem? Krzywdzenie facetów przez pokazywanie, że czasami mogą być niemili dla kobiet? LOL
Dziwny komentarz jak na kogoś kto jest facetem. "Krzywdzenie facetów przez pokazywanie, że czasami mogą być niemili dla kobiet?" - nie, ale pokazywanie że 99,9 % jest niemiłych dla kobiet owszem, pozdrawiam.
Wymieniłeś w swoim poście pieciu bohaterów męskichz filmu, nawet jeśli przyjmiemy że tylko jeden jest pozytywny tj. det. Hal, a Jimmego wrzucimy do worka z tymi złymi (chodziaż niektórzy tak łatwo się z tym nie pogodzą zapewne) to i tak nie 99,9% tylko 80%. ;)
Myślę, że moja płeć nie ma wpływu na definicję feminizmu, a jednak lepiej byłoby się trzymać faktów, a nie stereotypów.
Pozdrawiam.